czwartek, 30 maja 2019

Życie ogrodowe nasze, mrówek i motyli





    Nie samą łopatą, motyką i grabiami człowiek w ogrodzie żyje☺️, podobno. Ja większość czasu spędzam w nim na kolanach z nosem przy ziemi. Ryję w chwastach, które nie mają litości i rosną jak wściekłe. Kiedy tak wolny czas urozmaicam sobie pieleniem, złoszczę się sama na siebie, że nasadziłam tyle roślin, zamiast drzew owocowych (a dziadek dobrze radził z tymi drzewkami). Nie ogarniam do końca tego naszego małego poletka i ciągle jestem krok do tyłu. Przegrywam też nierówną walkę z mrówkami i ślimakami. Może ktoś z Was zna jakiś sposób na pozbycie się tego cholerstwa z ogrodu, bez używania chemii. Ze względu na Michaśkę, która uwielbia podwórko, nie odważę się sypać chemicznych granulatów. Moja mała dziewczynka jest obecnie na etapie przyrodniczej obserwacji, a ja razem z nią. Grzebie w trawie i kamieniach, wchodzi między rośliny, próbuje pielić rabaty:) Oglądamy wspomniane już ślimaki, chrabąszcze, a z przyjemniejszych - motyle i ptaki. Zbieramy szyszki, kamyki i wszelkie patyki. Trzeci już raz w swoim życiu wracam do piaskownicy, która za chwilę znajdzie u nas swoje ogrodowe miejsce. Nasze życie podwórkowe kwitnie, dosłownie i w przenośni. A jak jest u Was? Robótki ziemne, czy tylko grilowanie?






















środa, 29 maja 2019

Halo Mazury :) To MY :) ♡





K U L T
Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni
Gdy nie ma dzieci w domu - to jesteśmy niegrzeczni
Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni
Gdy nie ma w domu dzieci - to jesteśmy niegrzeczni

     

   No tak. Małe sprostowanie. Nasze dzieci na wakacje nie wyjechały (jeszcze). Wyjechaliśmy na weekend wszyscy razem na Mazury. Dzieci w mazurskim domu nie było - tak ze trzy godziny mniej więcej (moja bratowa zabrała je na piknik). My byliśmy grzeczni, nawet bardzo. Też zapakowaliśmy się w samochód i ruszaliśmy na tzw. objazdówkę po znanych nam miejscach. Trafiliśmy na Kanał Brożajcki łączący rzekę Węgorapę z Gołdapą. Przechodzi on przez Lasy Skaliskie i jest ostoją bobrów. Na kanale znajduje się pięć jazów. My trafiliśmy na ten w Bąkowie. To Adam zna takie ciekawe miejscówki. Ja znam ich zdecydowanie mniej, choć razem wychowaliśmy się tutaj - na mazurskiej wsi. Spytacie dlaczego? Odpowiedź jest banalna☺️. Ja większość czasu siedziałam w książkach, podczas gdy mój przyszły małżonek, nie siedział w nich wcale. Już od dzieciaka lubił się włóczyć, a teraz włóczęgostwem zaraził i nas☺️.





Widoki w naszym klimacie, lubimy właśnie takie.




Kojarzycie to miejsce? Zerknijcie TUTAJ.











Dotarliśmy aż do granicy państwa☺️.



A lody jak najbardziej polskie☺️.







wtorek, 28 maja 2019

My na Mazurach





☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️☺️

Wyjechaliśmy tylko na kilka minut z domu, a wróciliśmy znowu z pełną kartą pamięci w aparacie.
No, ale jak tu nie zachwycać się okolicą, skoro tutaj tak pięknie. Wiadomo Mazury. Najlepsze.
M O J E   D.

















piątek, 24 maja 2019

Przystanek 11. Myczkowce i Równia





     W Myczkowcach przystanki robiliśmy najczęściej i najdłużej☺️Mieliśmy tam hotel☺️z widokiem na drugą mniejszą zaporę (ta pierwsza, najbardziej znana, jest oczywiście w Solinie). Miejscowi, zapytani, co można ciekawego w Myczkowcach zobaczyć, polecali nam ogród biblijny tutejszego Caritasu i kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Opowiadali też o cudownym źródełku w Zwierzyniu, które znajduje się 1,5 km od centrum Myczkowic. Można tam dojść szlakiem turystycznym bądź podjechać samochodem. Nie trafiliśmy w to miejsce, gdzie liczni pielgrzymi i turyści udają się po wodę, mającą podobno właściwości uzdrawiające. Byliśmy natomiast w ogrodzie biblijnym i przy kościele, którego budynek dawnej należał do cerkwi grekokatolickiej. Trudna jest historia tych terenów i trzeba mieć dużą wiedzę, by móc się wypowiadać w jej temacie. Ja na pewno takiej nie posiadam, choć zarówno rodzice Adama i moi dziadkowie ze strony taty zostali wysiedleni z tych terenów w akcji Wisła. Chcieliśmy ruszyć tak w ogóle szlakiem zabytkowych cerkwi drewnianych, ale nie udało nam się zrealizować tego planu. Naszym małym odkryciem w ramach zwiedzania grekokatolickich świątyń, była stara cerkiewka w Równi. Macie ją na zdjęciach poniżej wraz z jej krótkim opisem. Nie pokazujemy Wam zdjęć z ogrodu biblijnego, bo nie mieliśmy głowy do ciekawego sfotografowania tego miejsca, gdyż właśnie wtedy dowiedzieliśmy się o dużym sukcesie naszej starszej córki, ale o tym po 1 czerwca☺️.






A tutaj już zabytkowa cerkiew w Równi k. Ustrzyk Dolnych. Obecnie kościół rzymskokatolicki.













czwartek, 23 maja 2019

Dwutygodniowy FOTO-ZLEPEK-POST :)))





     Zdjęć z Bieszczad mamy jeszcze dużooo!!! Chwilowo mam ich dosyć i wracam do swoich zwierzątek☺️saren, żurawi i bocianów. Robimy z Miśką codziennie sporo kilometrów (ona trochę pieszo, trochę w wózku, ja mam za to niezły trening długodystansowca) i łapiemy przy okazji fotograficzne okazje. Czasami późnym popołudniem wsiadamy w samochód, jedziemy w swoje miejsce (mamy nowe, bo zmieniłyśmy teren obserwacji, las z wiadomych względów na razie odpada) i zazwyczaj wypatrzymy coś ciekawego. Miśka zaczyna reagować entuzjazmem, podobnym do mojego, na widok żurawi i bocianów, Ola zaś nauczyła się, że zawsze trzeba mieć odpalony aparat, bo nigdy nie wiadomo co, gdzie i kiedy wpadnie nam w obiektyw☺️. Śmiesznie wyglądamy, gdy ja biegam z aparatem po łące za bocianem, a Ola tłumaczy Michalinie, co też mama w tej chwili odstawia☺️(niezłe bajeczki powstałyby z tych tłumaczeń). Mieszkańcy pobliskich domostw przyglądają nam się czasami podejrzliwie, bo coś za często ten samochód tu jeździ☺️. Kiedyś krępowałam się fotografować, gdy w pobliżu byli obcy ludzie, teraz nie stresuję się tym aż tak bardzo, choć komfortowe nadal to nie jest. Wystarczyłoby tylko siąść z aparatem na naszych schodkach na tarasie i chwilę poczekać, popijając kawkę, kiedy przyleci jakiś ptak, czy chociażby motyl, ale nie, my musimy z Miśką złazić duże odległości, żeby za łatwo nie było. Przy okazji spacerów łączymy przyjemne z pożytecznym. Michalina ogląda po drodze każdego ślimaka, więc czas spaceru drastycznie nam się wydłuża, ja zaś na te cholery ślimaczne patrzeć nie mogę, bo zżerają mi każdą aksamitkę, którą wsadzę w ogrodzie. W zeszłym roku było dokładnie tak samo, zapomniałam o tym i obsadziłam się turkami. Tak a propos, czytam teraz książkę Joanny Tekieli "Rok w Pensjonacie Leśna Ostoja", autorka zamieściła na wstępie taką dedykację "Przyrodzie (ze szczególnym uwzględnieniem drzew) - za nieustanną inspirację". Podpinam się pod te słowa☺️, z tym, że ze szczególnym uwzględnieniem saren, boćków i żurawi oraz kategorycznym wykreśleniem ślimaków. Późno już, do zobaczenia zatem w kolejnym poście.

















Ta sama woda kilka dni później, po dość dużej ulewie.



















Dobrze wydane 21 zł☺️.