poniedziałek, 21 listopada 2016

Odrobina Włoch




Tak patrzę na te zdjęcia, a później zerkam przez okno na naszą jesienną szarugę i ...
oj, cudnie się rozmarzyć z kubkiem gorącej herbaty w ręku i kocem na plecach.
Ja z dzieciakami nie byliśmy we Włoszech,
Adam z racji swojej pracy przejeżdżał ostatnio przez tamte tereny.
Cyknął kilka zdjęć i żeby nas podrażnić podesłał z uśmiechniętą minką.
Napatrzy się on na tzw. "zagranicę", w sumie jedyny plus tej jego pracy.
Ja dzisiaj staram się nie widzieć bałaganu w każdym kącie naszego domostwa,
obiecałam sobie, że zobaczę go dopiero jutro i nawet coś z nim podziałam,
chociaż skala tego, co się u nas ostatnio dzieje w temacie porządku, trochę osłabia.
A tymczasem pozdrawiam Was serdecznie!
















poniedziałek, 7 listopada 2016

Na jarmarku w Niemczech ... solo




No tak, Adam trafił na jarmark zupełnie przypadkiem,
po prostu miał pauzę nieopodal,
wziął plecak, aparat, nogi za pas i ciekawie spędził dzień,
... ale w sumie nie o tym chciałam dzisiaj
(chociaż dla mnie oba wątki się splatają).
Przeczytałam kilka godzin temu takie oto słowa,
które tkwią w mojej głowie uparcie

Chociaż

Cieszę się,

Że jesteś.
Gdzieś,
W tym samym,
Co ja
Listopadzie.
Chociaż tyle mam z niego.


Pozostawiam Was z osobistymi przemyśleniami.




 

 

 


 

 

 








 








poniedziałek, 24 października 2016

Co tam Panie na złomowisku?




Wszędzie można wynaleźć jakieś ciekawostki. 
"Takie oto kwiatki" Adam wypatrzył na szrocie w Niemczech.
Wypatrzył to w tym przypadku chyba złe słowo,
bo wzroku wytężać za bardzo nie musiał, wielkie to to było.
Zerknijcie, i co wy na to? 
;)   
Mamy sporo fajnych zdjęć z różnych zakątków tzw. zagranicy.
Czekają, aż minie moja przedłużająca się "niemoc leniwca".
Przyznaję, że to Adam przejął fotograficznie blogowe stery i to za jego sprawką
w kolejnym poście pozostaniemy w Niemczech, by pobawić się na święcie piwa.












sobota, 13 sierpnia 2016

Jarmark folkloru w Węgorzewie




     Jarmark był, taki na bogato, przyjechali wystawcy z różnych zakątków kraju i zza wschodniej granicy. Jak co roku "działo się" na ludowo i kolorowo, tylko pogoda spłatała sporego figla, gdyż w sobotę co chwilę padało, ale niedziela była już ok. My jakoś tak dziwnie wędrowaliśmy w tym roku po jarmarku, lekko chaotycznie, za szybko, co odbiło się na mizernych zakupach, mimo wielkich planów. Sobie kupiliśmy tylko dwa kute wieszaczki do łazienki, podobała mi się jeszcze ceramika w kolorze jasnej mięty, ale odpuściłam, gdyż nasz dom i tak tonie w drobiazgach. Ola ze swoją przyjaciółką Igą za to podjadały bez przerwy, co tam tylko oferowały "kulinarne" stragany. Igor wyprosił z kolei duży drewniany miecz, z którym biegał później do wieczora po podwórku. Mało było w tym roku stoisk z roślinami, a chciałam kupić różnokolorowych floksów i pysznogłówek, no nic ... może następnym razem :) w ogrodzie też mam przecież zagracisko.