poniedziałek, 30 listopada 2015

Trzeba celebrować codzienność





     Dzisiaj przepis na najprostszą drożdżówkę na świecie, do tej pory zawsze mi wychodziła. Mam nadzieję, że tak będzie i dzisiaj, bo właśnie piecze się w piekarniku. Nie zaglądam do niej na razie, niech sobie spokojnie rośnie. Zawsze babcia Nastka odganiała nas, gdy z siostrą zerkałyśmy pod pierzynę, pod którą chowała ciasto do wyrośnięcia. Złościła się, że za chwilę przez nas opadnie, jak nie przestaniemy spacerować wokół łóżka. Potem piekła ją w tzw. dochówce, opalanej drzewem. Zapach, który roznosił się po domu, pamiętam do dziś. Do drożdżówki dostawałyśmy po kubku swojskiego mleka, masło i powidła. Rany, jak to smakowało. 
    Czytałam w wakacje książkę Marleny de Blasi "Wieczory w Umbrii". Autorka wierzy w kojącą moc wspólnie spędzanych chwil, a rodzinne celebrowanie posiłku jest według niej "sposobem na codzienne troski, sprzyja wspomnieniom, podnosi na duchu i pozwala przeżyć chwile szczęścia". Książka ta mówi o tym, jak cudownie jest czerpać zadowolenie z prostych rzeczy. Tak być powinno, ważne, by celebrować codzienność. 
     O, właśnie moja córcia przyszła ze szkoły i krzyczy z korytarzyka, co tak pięknie pachnie. Może i ona za kilka lat wspomni zapach drożdżowego ciasta, krzątając się po własnym domu. To by znaczyło wiele.



Polecam z pełną odpowiedzialnością. Naprawdę wychodzi.


  
 

Ciasto odstawione do wyrośnięcia w cieple kominka.
Zobaczymy, jaki będzie efekt.



Ha, wyszło i to jak!
Mina męża bezcenna!

 



PS Czyżbym faktycznie zaczęła piec? 

niedziela, 29 listopada 2015

Prosto z kuchni


 
    Kucharka ze mnie jakaś specjalna nie jest ... chociaż moja J. mówi, że zupy to robię najlepsze :-) Czasami lubię porządzić w kuchni, nie za często co prawda, ale jak mnie najdzie, to już idę hurtem. Tak było w piątek i w sobotę, a że mieliśmy mieć gości, więc i motywacja wzrosła. Razem z Adamem, wspólnymi siłami, ugotowaliśmy dużo i dobrze - naszym skromnym! zdaniem oczywiście. Wieczorem ugościliśmy przybyłych bigosem, smalczykiem z własnym chlebowym wypiekiem, karkówką (fit to nie było na pewno, ale do ... herbaty akuratne). Dołożyliśmy na stół tegoroczne słoikowe ogórki i było bardzo ;-) bardzo ok. Lanie wosku nie wyszło, ale mamy czas do jutra, świeczki nietknięte czekają. Miłego tygodnia!, we wtorek zaczynamy grudzień, jak obstawiacie - spadnie śnieg do Wigilii? Buziaki.




Prosta dekoracja stołu:
cztery  jednakowe kubeczki, a w każdym
gałązka aronii, szałwii, lawendy, majeranku i lnu.



Skwierczało, wytapiało, pachniało dużą ilością majeranku i cebuli.

 

 


W kilkanaście minut drożdże wyniosły ową mieszankę do góry,
po godzinie jeszcze wyżej i ... wyszedł chleb, mój pierwszy.


 


Poszperam, poszukam, poczytam ... i będę piec chleb!!!


*************



Dobrej Nocy, Kochani. Śnijcie kolorowo.



piątek, 27 listopada 2015

Z Calais ... wodą ... do Dover

     
     Z Francji najprościej dostać się do Wielkiej Brytanii żeglugą promową. Dopłynęliśmy w ok. 1,5 godz. z francuskiego Calais do miasta Dover, które nazywane jest bramą Anglii. Oba porty oddalone są od siebie o 34 kilometry. Przy dobrej pogodzie z jednego portu, widać brzeg drugiego. Wrzucamy kilka fotek z tej przeprawy, widoki w gratisie do ceny biletu :-)


F R A N C J A, Calais
prom z Calais do Dover

wjazd pod pokład promu

port Calais, mewa robi za gwiazdę tej fotki

Calais w oddali



latarnia morska na falochronie w Calais





A N G L I A, Dover
my wpływaliśmy do portu w Dover - inni kierowali się do Calais

 Dover 

terminal promowy

obiad?

tradycyjny korek na orbitalu Londynu przed wjazdem do tunelu,
odcinek 5 km w ponad 2 godziny :-(( a jeszcze ok. 500 metrów