Niedziela minęła nam na dreptaniu. Dreptaliśmy pod lasem, dreptaliśmy osiedlowymi dróżkami. Żeby mniej dreptać mieliśmy sanki, jabłuszko, wózek Misieńkowy. Pomocny był też ślizg w odpowiednich do tego ślizgu butach :))) Dzisiaj dreptania nie będzie. W sumie to nie - BĘDZIE! - po kuchni. Mam od rana mocne postanowienie upieczenia co najmniej dwóch ciast na jutro, a biorąc pod uwagę mój kompletny brak talentu w tej materii i Misieńkową pomoc - może być ciężko. Trzymajcie kciuki, bo zaraz startuję. Na pierwszy ogień idzie napoleonka. Żeby tylko nie skończyło się na dreptaniu po kuchni cały dzień, a na koniec - jeździe w tempie ekspresowym po zakup słodkości do zaprzyjaźnionego miejsca. Już kiedyś tak było. Cała nadzieja w Oli.
Nasze okolice w zimowej odsłonie
W C Z O R A J
Sto lat :-) mam nadzieję że ciasto jednak się udało :-)
OdpowiedzUsuńA
Asieńka, dziękuję :)))))) ... :))))))
OdpowiedzUsuń