środa, 10 kwietnia 2019

Korale, wisiory i inne błyskotki





      Miłością do korali, innych wisiorów i wszelakich świecideł pała moja młodsza córka. Obwiesza się kilkoma naraz i paraduje tak po domu, choć we włosy nie da sobie niczego wpiąć, a tym bardziej związać kucyka. Wygląda w tych wisiorach komicznie i mamy to obcykane, co by Miśce w przyszłości pokazać. Teraz też biega po domu z naszyjnikiem za ... 1 zł, który to kiedyś dostałam od Oli w prezencie (taką to właśnie mam biżuterię:). Moja szufladka z ową biżuterią zamknęłaby się w nader skromnej kwocie. Starsza córka uwiesić na siebie nic nie da. Mówiąc slangiem młodzieży nie ma takiej opcji. Ze wstrętem wręcz patrzy na wszelkie ozdoby i to nie tylko te na szyję. Jedyne co toleruje, to delikatne łańcuszki na rękę. Widząc wczoraj Michalinę, ustrojoną w korale sztuk cztery, aż się skrzywiła. Rany, jak ja nienawidzę takich rzeczy, powiedziała z odrazą. Doskonale ją rozumiem. Pamiętam, jak sama stawiałam opór wszelkim naszyjnikom. Nie dawałam wpleść sobie we włosy żadnych kokardek, opasek i innych temu podobnych ozdób. Najbardziej ubolewała nad tym moja ukochana babcia Sabinka. Co za dziecko, mówiła. Mam taki obraz w pamięci: czekałam na babcię pod bramą jej zakładu pracy, obok mnie stała wnuczka jednej z babci koleżanek z pracy. Ustrojona była jak choinka. Miała wpięte, zawieszone i wplecione naprawdę wiele. Patrzyłam na nią zdziwiona, że aż tyle się da na siebie upchnąć. Pamiętam tylko moje O matko! wypowiedziane z przerażeniem trochę za głośno. Do dziś widzę wyraźnie czerwoną ogromną kokardę ledwo trzymającą się na mysim ogonku tej dziewczynki☺️Z wrażenia co do tej kokardy właśnie owe O matko! mi się wymknęło. Później do O matko! dodałam jeszcze, opowiadając babci tę historię, że ja Nigdy! nie dam sobie uwiązać czegoś takiego. Słowa dotrzymałam. Z upływem lat niewiele się u mnie zmieniło w kwestii ozdobników, choć podobają mi się wszelkie kosztowności u innych. Jakakolwiek biżuteria u mnie (na mnie) to naprawdę rzadkość. Ostatnio bransoletkę i pierścionek miałam na weselu brata. Zawsze wolałam kupić jakieś krzaczory do ogrodu, które teraz notabene mój mąż z zapamiętaniem karczuje :(, aniżeli błyskotki wszelakie. Taka to ze mnie kobieta przedziwna. Po sklepach myszkować też nie znoszę, za to centrum ogrodnicze i włóczęga krajoznawcza (najlepiej w dresach i wygodnym znoszonym już polarze) - zawsze. A Wy? Lubicie błyskotki? Wolicie elegancką biżuterię czy taką hand made?


PS Nie wiem, co ja tak dzisiaj o tych koralach, ale to chyba pod wpływem miny Oli na widok obwieszonej Miśki. Podejrzewam, że wyraz twarzy miałam podobny, jakieś trzydzieści parę lat temu, czekając na babcię z czerwoną kokardą na pierwszym planie.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarze :-)