Ola dzisiaj do południa działała w kuchni. Działała na tyle efektywnie, że nie musiałam iść na wioskę w poszukiwaniu chleba, bo w piątek kupiłam go za mało. Nie musiałam też gotować obiadu, gdyż ten został nam po 13.00 zapodany przez córkę. Szkoda, że chwilę po posiłku zapał Oli już minął (może nie tyle minął, co nieodrobione lekcje jednak wzywały), bo mieliśmy z Igorem ochotę na coś jeszcze równie pysznego, ale i tak - luksus dzisiaj był, że ho, hoo. Nie wspomnę, że gary w zlewie zostały już dla mnie ;) Ola w ogóle ostatnio garnie się do kuchni. Przegląda książki kucharskie, próbuje - fajnie - tyle, że mi w szczególności, po tych jej eksperymentach (udanych jak najbardziej!), obwód w pasie rośnie :))) No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Koszty zawsze muszą być, więc tym razem - niech będzie to mój rosnący ... pas ;)
Czytam dzisiaj Misi książeczkę,
mniej więcej tak:
Krowa pasie się się na łące.
Kogut pieje kukuryku.
...
Czytam, leżąc z Misią w Oli pokoju.
Ola w tym czasie klei jakieś modele na chemię.
Po chwili starsza podnosi głowę znad biurka i mówi
życiowa ta książka :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarze :-)