Czytam teraz książkę "Ryżowy podarunek" Francisco Azevedo. Czytam ją uważnie, zdanie po zdaniu, bo to taka książka, którą uważnie i zdanie po zdaniu, czytać należy. Czytam ją powoli, pochylam się nad wieloma jej fragmentami, bo są tam słowa mądre i głębokie. Z tych, które skłaniają mnie do refleksji. Uciekam w nie myślami jeszcze długo po tym, kiedy książkę odłożę. "Ryżowy podarunek" to piękna opowieść, nieszablonowa, o rodzinie i relacjach. Związkach nie tylko rodzinnych. Przeczytajcie, bo naprawdę warto. Polecam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Podsyłam Wam okładkę :)
Francisco Azevedo "Ryżowy podarunek", WYDAWNICTWO KOBIECE, Białystok 2016, s. 205
✺✺✺
✺✺✺
Czytając tę książkę, trafiłam na fragment, który wiedziałam, że przytoczę tu na pewno. Dotyczy władzy, ale innej niż myślicie, a mianowicie:
"Dość wcześnie odkryłem, że tym, czego najbardziej w życiu pragnę jest władza. Władza bycia zawsze z ludźmi, których kocham, władza beztroskiego chodzenia po ulicach, władza doceniania scenerii, krajobrazu, zwierząt, mijanych ludzi. Władza wybierania innej drogi tylko dlatego, że na jej końcu jest zieleń, która wzbudziła moją ciekawość. Władza pracowania nad tym, co mnie uszczęśliwia, władza bycia panem swojego własnego czasu, władza robienia tego, co chcę teraz, a nie dopiero na emeryturze. Władza bycia zawsze dostępnym dla tych, którzy są mi bliscy i mnie potrzebują. Władza pewności, że uścisk, który otrzymuję, to wyraz uczuć, a nie interesów. Władza bycia sobą i starzenia się w zdrowiu. Na Boga, jakże ja pragnę takiej władzy!"
W tym fragmencie zawarte jest tak wiele, a takich perełek jest w książce mnóstwo.
✺✺✺
Ola ze swoją ekipą koleżeńsko-przyjacielską szaleją dzisiaj w kuchni u Natalii. Robią sushi i z tego co widziałam (niestety tylko na zdjęciu) wychodzi im to całkiem umiejętnie :) Z Oli entuzjazmu wnioskuję, że nie tylko wygląda, ale i smakuje nieźle. Dobrze, dobrze, niech się córcia wprawia, kiedyś może przygotuje dla swoich staruszków (czyli nas;) jakąś kolacyjkę. Zjedlibyśmy sushi, nie Adam?
PS Ależ wczoraj miałam sen. Kilkanaście bocianów przeleciało mi i Misieńce nad głowami :), kiedy akurat stałyśmy na polnej drodze, po której często spacerujemy. Wylądowały nieopodal nas całą chmarą :) Tak, tak - wszystkie były w locie - a to podobno dobrze - lecący bocian, to dobry rok. Bociana jeszcze w tym roku nie widziałam, a podobno zaczynają już przylatywać. Wiecie, ja to tylko sarny ;)
PS Jednak dostałam do posmakowania. Dobre. Nawet bardzo :)
PS Jednak dostałam do posmakowania. Dobre. Nawet bardzo :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarze :-)