sobota, 26 stycznia 2019

Na całej połaci śnieg . . ., ale i mróz dość spory:)







     Ależ ten mróz maluje dekoracje. Szkoda tylko, że robi to dość intensywnie na samochodzie, który trzeba długo, długoo, długooo skrobać, żeby ruszyć rankiem w codzienność. Brr, zimno, - 10 chyba.  No, ale jak jest zima, to musi być zimno, tak? Mówili to już w "Misiu :))) Śnieg mieni się niczym posypany brokatem i do tego cudownie skrzypi, kiedy dokładamy ślady naszych butów do tropów zostawionych przez zwierzynę wszelaką :) Jak wiecie, do lasu chodzimy tylko zimą. Pisząc o lesie zimą, mam na myśli taki otulony śnieżną pierzyną, zmarznięty i wyciszony przed nadchodzącą wiosną. O każdej innej porze boję się w nim kleszczy i żmij. Dzisiaj dwie pary oczu obserwowały nas na jednej z leśnych ścieżek. Zastygliśmy w bezruchu, żeby nie spłoszyć zwierząt, a one wcale nie uciekły w popłochu, tylko po kilku sekundach dostojnie pomaszerowały w leśne zarośla. Były dość daleko, więc zdjęcia są, jakie są. Na świeżym śniegu można wyczytać naprawdę ciekawe historie. W jednym miejscu, gdzie rosną dęby, dziki dość mocno ryją. Szukają żołędzi, a my akurat dzika to spotkać byśmy nie chcieli na swojej (czy bardziej jego) drodze.  




∗∗∗∗∗





 




Po lesie cantuccini  (Ola zrobiła:) z gorącą czekoladą smakowały podwójnie.
Z czerwonymi polikami i zmarzniętymi nogami pałaszowaliśmy, jak wiewióry (nie wiem, tak mi się jakoś skojarzyło:)
Nawet Miśka ze swoimi 16 zębami dała radę , bo twarde te ciastka pioruńsko:))))))))))))))))))






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarze :-)