Na szczęście piątek był spokojny. Zaczął się pięknym wschodem, w dzień nie szarpało wiatrem, deszcz również odpuścił, tylko słońca mogłoby być więcej. Dzisiaj nabrałam przekonania, że coś ze mną jednak jest nie tak😵. Gotowałam obiad, w garnkach bulgotało i ... zerknęłam przez okno. Patrzę a na niebie chmury jak malowane. W perspektywie łąka i las. Myślę: No nie, szkoda okazji. Gary wyłączyłam, kijki do nordic w ręce, maska na twarz i poszłaaaam w długą. Chmury na fotach mam, kilometry w nogach również, przewietrzoną głowę i lepsze samopoczucie. Wiecie, że kiedyś w ogóle nie lubiłam fotografować i wkurzałam się, kiedy mój mąż robił przestoje na zdjęcia. Teraz to mnie poganiają, kiedy opóźniam wycieczkę. Tak naprawdę aparat zaczęłam traktować poważnie od momentu, kiedy zaczęliśmy prowadzić bloga. Jakiś tam progres zdjęciowy u siebie widzę, z pewnością mam większą świadomość aparatu, ale nadal za cholerę (ups, sorki:) nie umiem ich obrabiać, a tym samym upiększać. PS Obiad ugotowany na czas😊.
Dobrej nocy, Moi Drodzy, a na dobranoc mała chmurowa galeryjka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarze :-)