Nasza Ola, kiedy ma lekko dość, tak pół żartem, pół serio, mówi że jedzie w Bieszczady paść kozy i pisać wiersze, choć o kozach ma pojęcie zerowe, a o pisaniu wierszy pojęcie może trochę większe. My z Miśką nasze`małe osobiste Bieszczady mamy w pobliskim lesie, bo gdy nam smutno, gdy nam źle :))) pakujemy się w auto i pod pretekstem przejażdżki usypiającej małą (bo jakoś te ubywające paliwo trzeba rodzinie wytłumaczyć), jedziemy choć na godzinkę w te nasze drzewa. Nie inaczej było tej niedzieli, bo kiedy dzień od rana wirował jak w kalejdoskopie, dobrze było choć na chwilę się w tym dniu zatrzymać ☺️ ano w tym lesie właśnie ☺️ szkoda tylko garnka, w którym gotowały się zostawione na kuchence buraki ☺️ wiem, głupia ja!!! W sensie z tymi burakami ☺️!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarze :-)