Trwa najpiękniejszy miesiąc w roku. Najpiękniejszy dla mnie. Lubię go od zawsze. Tyle się dzieje w przyrodzie, zielono i kolorowo wokół. Co chwilę zakwita inna roślina, inny zapach niesie się po podwórku, szczególnie po deszczu powietrze i ziemia pachną najpiękniej. U nas czuć teraz bzem i świeżą korą - i ile kory bym nie nasypała, to ciągle mało. Kolejne worki, naprzemiennie z worami ziemi, targam w bagażniku, a ciągnie nas to po kieszeni, ale cóż ... taki przywilej wiosennego szaleństwa i prac polowych :)) Ogród mamy nasycony kolorami, roślin rośnie w nim trochę za dużo (jak na powierzchnię, którą dysponujemy), ale ja niczym sroka, ciągle coś dokupuję, dosadzam i ciągle mi mało. Przerzuciłam się ostatnio na doniczki. W ziemi nie da się już za wiele upchnąć (bo Adam krzyczy!, ja tam bym jeszcze dała radę!), to znoszę teraz rośliny jednoroczne do wszelkich wolnych pojemników. Z pielęgnacją naszego kawałka ziemi zawsze jestem spóźniona, staram się tak żonglować obowiązkami i opieką nad Misieńką, żeby na motykę, grabie i łopatę też starczyło trochę czasu. Różnie z tym jest, ale liczę, że w wakacje nadrobię zaległości, gdy wybłagam Olę o godzinkę lub dwie "wolności" :) Na razie cieszę się tym, co kwitnie i przymykam oko na to, co w wypielęgnowanym ogrodzie kwitnąć nie powinno (chociaż nasz nigdy taki nie był!). Właśnie zaczął delikatnie padać deszcz, więc wszelką energię i siły kieruję ... do kuchni, nieeeeeeeeeeeee!!!
zdjęcia z balkonu, z Oli pokoju, 18 maj 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarze :-)