sobota, 8 lipca 2017

Rozczochrany ogród




     Ogród mamy rozczochrany. A już w tym roku rozczochrany jest szczególnie. Czasami rozczochranego ogrodu mam dosyć. Zwłaszcza wtedy, gdy wymyka mi się spod kontroli i zaczyna żyć po swojemu, a ja nie mogę nad nim zapanować. Bo za mało czasu na pielenie, bo brakuje sił, bo się nie chce etc. Adam naszego ogrodu ma dosyć częściej niż ja. Rozczochrany ogród wymaga sporej pracy i dużej dyscypliny. Trzeba trzymać go w ryzach. Chwila nieuwagi i zamienia się w coś. Co? Często to nie wiem. Galimatias? Pomieszanie z poplątaniem? Przysłowiowy groch z kapustą? Na pewno rozczochrany ogród nie zaistnieje bez zachwytu. Nad drobnym kwiatem, który wziął się z nieokreślonego skądś i wyrósł wśród zaplanowanych nasadzeń. Nad badylkiem z listkami, z którego nie do końca wiadomo, co wyrośnie, ale widać, że ma potencjał i i musi zostać. Nad kolejną samosiejką wędrowniczką, choć już jedna, druga i dziesiąta rośnie w innej części ogrodu. Tak, zachwyt jest w tym rozczochraniu niezbędny. Chociaż bywa też zgubny. Szkoda mi było usunąć koniczyny, która sama znalazła sobie miejsce wśród rozchodników w kamiennej rabacie. No to teraz mam za swoje. Już któryś dzień z rzędu, jak ten świstak z reklamy, grzebię w tych kamyczkach i wyrywam kolejną, ... i kolejną, ... i kolejną koniczynkę. Z każdą minutą pracy lubię ją coraz mniej. Koniczynę, rzecz jasna. I nie podoba mi się już tak bardzo, jak wtedy, gdy była pojedynczym egzemplarzem :) Ale tak to już z rozczochranymi ogrodami bywa. Raz są rozczochrane bardziej, innym razem mniej ;) 



 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarze :-)