W niedzielę pojechaliśmy do Sopotu. W planach mieliśmy hipodrom, Monciak a później to już co nam przyjdzie do głowy. Ostatecznie na długoooo utknęliśmy na wyścigach konnych. Wrażeń przeżyliśmy mnóstwo. Obstawiliśmy nawet jedną gonitwę - na konia najniżej notowanego, który był bliski sprawienia niespodzianki, ostatecznie dał się pokonać na ostatnich metrach. Ale się działo! Ekscytacja samym wyścigiem, obserwacja koni - ich zachowania - przed gonitwą na padoku i w momencie wypuszczania na tor. Te konie, które wydawały nam się zwycięzcami przed startem, kończyły gdzieś bliżej końca. Oj, ciekawe to wszystko, taka psychologia konia. Ola pała do koni miłością bezgraniczną - widzimy to z Adamem wyraźnie. Może w tym kierunku skieruje kiedyś swoją przyszłość, a pasja przerodzi się w zawód. Oby miała to szczęście.
Hipodrom, Sopot
Tu zaczęliśmy i skończyliśmy niedzielną włóczęgę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarze :-)