sobota, 15 czerwca 2019

Foto - zlepek - post





     Ogród sfotografowałam mokry. Mega mokry. W poniedziałek przeszła taka burza, że tak jak generalnie się nie boję, to tym razem bladłam z każdym coraz mocniejszym porywem wiatru, grzmotem, błyskiem i uderzeniem deszczu. Najgorsze było to, że tego dnia zaszalałam z kwiatami jednorocznymi. Urobiona, ale szczęśliwa, nieświadoma wieczornych atrakcji pogodowych, jadłam spokojnie kolację, kiedy za oknem zaczęło się szaleństwo. Moją robotę szlag trafił, mnie prawie też, ale od rana, po pierwszym załamaniu stanem podwórza, spokojniej podeszłam do tematu. Teraz kiedy siedzę przy tym poście, też coś złowieszczo zaczyna błyskać. Żeby tylko nie było powtórki z wątpliwej rozrywki, bo szlag będzie mocniejszy i naprawdę mnie coś trafi.














Fotografuję róże, bo pierwszy raz jako tako zakwitły.










     Z tymi ptakami to jakaś dziwna sprawa jest. W tym tygodniu trzy razy zajrzały do nas do domu i to dosłownie. Jeden przysiadł na schodach i byłam przekonana, że jest chory, bo dał podejść do siebie bardzo blisko. Przyglądałyśmy się mu z Michaliną kilkanaście sekund, a on nam. Nie uciekał. Odfrunął, kiedy podeszłam do niego ponownie w rękawicach, bo chciałam przenieść go w inne miejsce, myśląc że ma coś uszkodzone. Drugi ptak jest na zdjęciach niżej. Miśka płakała, a ja chcąc ją uspokoić, poszłam z nią na górę. Patrzę, a w garderobie siedzi sobie na oknie mały szary zwierz☺️. Też dał podejść do siebie bez problemu, co widać po zbliżeniu na fotkach, bo obiektyw mam słaby. Trzeci zastukał w okno, i to dosłownie, kiedy siedziałam przy tym poście. Myślę kurczę, czyżby jakaś nowina. U nas tak się mówiło, że gdy ptak zagląda do domu, przyjdzie jakaś wiadomość. No zobaczymy. Czekamy tylko na dobre wieści, złe odpychamy.






    W taką pogodę, jaką mamy teraz, można od nas jechać nad morze albo nad jezioro, czy do lasu. Można też, tak jak my robimy to z Miśką, wyjść na spacer i zachwycać się kolorami nieba. Michasia żywiołowo reaguje na ptaki, choć zaczęła bać się motyli, nie wspominając o muchach czy innych latających stworach. Kiedy nie zerka ku górze, patrzy w dół, a tam ślimaczyska, co do których ma mieszane uczucia. Raz woła do nich wow, kiedy indziej - fu. Mrówki zaczyna rozgniatać palcami, to dopiero jest okropne. Fu! Wypróbowuję patent zasłyszany w tv i sypię w mrowisko ryż. Tak, tak - ryż. Mrówki podobno znoszą go do gniazda. Już raz tak zrobiłam i póki co, jest spokój.






    Ola wróciła z Poznania z rogalami. Zjedliśmy je wszyscy razem, po kawałku i ... szału nie było. Tym bardziej, że tego dnia przyniosłam z lokalnej piekarni czekoladowe ciasto z wiśnią i ... szał był. 








1 komentarz:


  1. My compliments for your blog and pictures included,I invite you in my photoblog "IMAGES AND PERSPECTIVES" and "video blog".

    CLICK IMAGES AND PERSPECTIVES

    CLICK VIDEO BLOG

    Greetings from Italy

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :-)