piątek, 7 września 2018

Do kolejnego wyjazdu :)




     Dzisiejszym wpisem kończymy naszą wycieczkę do Lwowa. Była to fantastyczna przygoda i mam nadzieję, że jeszcze ją powtórzymy. Na zakończenie umieszczam kilka zdjęć zrobionych głównie w cerkwiach grekokatolickich, których we Lwowie jest naprawdę dużo i szczerze przyznaję, że pogubiłam się na tę chwilę, jakie zdjęcia są z której. Pokazuję je Wam, bo wnętrza są przepiękne i przynajmniej na nas zrobiły ogromne wrażenie. Zamieszczam jeszcze fotografie dwóch pomników, które umknęły mi gdzieś do tej pory i ujęcia z typowo ukraińskiej knajpki. 




KOŚCIÓŁ BERNARDYNÓW pw. św. Andrzeja (obecnie cerkiew grekokatlicka)
przewijał się już w poprzednich wpisach



 


  


nie kojarzę, gdzie zrobiliśmy to zdjęcie




CERKIEW PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO
tuż przy Katedrze Ormiańskiej









 






przed KATEDRĄ ORMIAŃSKĄ





KOŚCIÓŁ MATKI BOŻEJ GROMNICZNEJ (obecnie cerkiew)
odprawiane są tu też msze w obrządku rzymskokatolickim, również w jęz. polskim



CERKIEW (dawniej Kościół św. Kazimierza)



ARSENAŁ
obwodowe muzeum historyczne z kolekcją broni palnej i grillowa restauracja (ta z żeberkami :)



 


POMNIK DRUKARZA IWANA FEDOROWA
na placu tuż przed Arsenałem




KOŚCIÓŁ DOMINIKANÓW pw. BOŻEGO CIAŁA (obecnie cerkiew grekokatolicka Najświętszej Eucharystii)
Napis widoczny na elewacji kościoła SOLI DEO HONOR ET GLORIA w tłumaczeniu SAMEMU BOGU CZEŚĆ I CHWAŁA





POMNIK NIKIFORA KRYNICKIEGO (właściwie nazywał się Epifaniusz Drowniak)
polskiego malarza łemkowskiego pochodzenia
pomnik znajduje się tuż obok Kościoła Dominikanów





nasza ostatnia knajpka, jedzenie wyśmienite, nie pamiętamy nazwy niestety




zupa "solanka" - znacie?







     I jak to mówi świnka Peppa w odcinku Wakacje na kempingu
bardzo przyjemnie jest wyjeżdżać na wakacje, ale jeszcze lepiej jest wracać do naszego małego domku
Ze świnką jesteśmy na bieżąco za sprawą naszej Miśki oczywiście :)))

 



A teraz dla mnie i dla Adama
NA PAMIĄTKĘ 😊




Nocą Stare Miasto i Centrum żyje chyba jeszcze intensywniej niż za dnia.



PS Aha, we Lwowie (co ciekawe, tak mi się teraz przypomniało) jest bardzo dużo budek z kawą, a ciężko znaleźć budkę z lodami. Na każdym kroku znajdziemy też salon (serwis) Apple. Zaciekawiły nas też przejścia dla pieszych - nad światłem zielonym czy czerwonym znajduje się wyświetlacz odmierzający sekundy do zmiany świateł. Zwróciło też moją uwagę, ale to może przypadek?, że z kwiatów balkonowych to praktycznie same czerwone pelargonie. Śliczne bukiety z kwiatów ciętych można kupić od pań przed bazarkami. Bukiety robione przez starsze panie były jak dla mnie dużo piękniejsze od tych z kwiaciarni. Sukienki ślubne mijane w witrynach sklepowych - obłędne. Jak mi się coś jeszcze przypomni, to dopiszę :))))






środa, 5 września 2018

My nadal o Lwowie





     Dzisiaj zabieramy Was na tyły kościoła Bernardynów. O kościele Bernardynów było sporo trzy posty wcześniej tutaj. Trafiliśmy w to miejsce trochę przypadkiem, idąc na Wysoki Zamek. Nie wiedzieliśmy, że to tu znajduje się jedna z najbardziej znanych w mieście knajp MIĘSO i SPRAWIEDLIWOŚĆ, pierwsza grillowa restauracja we Lwowie, założona prawdopodobnie! przez ostatniego lwowskiego kata. Wystrój i klimat restauracji nawiązują zresztą do torturowych historyjek :)) Nie zjedliśmy tam obiadu i żałowaliśmy później, bo trafiliśmy w inne miejsce z jedzeniem może i dobrym, ale nieprzyjazną obsługą. Ogólnie mieliśmy szczęście do knajp. Tylko ten jeden raz źle trafiliśmy. Pyszna pizza była w Celentano (pyszna, pyszna, pyszna, a rozmiar gigantyczny), najlepsze jajka sadzone w Nostalgii (a tak w ogóle, to naprzeciwko Nostalgii stoi pomnik pisarza Leopolda von Sacher-Masocha - to ta figura, której większość turystów grzebała w kieszeni, a za Leopoldem :) restauracja Masoch Cafe - oferująca afrodyzjaki i utrzymana w dość frywolnym charakterze, nie byliśmy!!!!!! nie nasze klimaty!!!!!!, z ciekawostek - to wyczytałam, że od nazwiska pisarza pochodzi pojęcie masochizmu). Wieczorem któregoś dnia trafiliśmy z Adamem do Arsenału na grillowane żeberka - rany, te to były obłędne i do tego lwowskie piwo, ślinka cieknie na samo wspomnienie patrz tutaj. Jedliśmy w jeszcze jednym fajnym miejscu, z typowo ukraińskim potrawami, ale o tym w późniejszym poście (zaznaczę, tylko, że dania były tam tak dobre, że Igor zjadł swoje i moje, a to się zdarza naprawdę rzadko, bo zazwyczaj marudzi, dziewczyny zamówiły jeszcze raz to samo, a Adam to w sumie obszedł się smakiem - wziął sobie tylko zupę solankę, gdyż myślał, że my nie damy rady ze swoim talerzami). Knajp, barów, restauracji jest na Starym Mieście i w Centrum ogromna ilość, wybieraliśmy "na oko" :) i węch :)


zdjęcia tyłu kościoła i podwórza restauracji Mięso i Sprawiedliwość









 






 










     Z terenów kościelnych poszliśmy w kierunku Wysokiego Zamku. Wysoki Zamek to nie zamek, to wzgórze, choć kiedyś zamek tu stał. Do naszych czasów dotrwał tylko fragment jednej ze ścian zamkowych z poł. XIV w. Trzeba pokonać sporo schodów, żeby się wspiąć na szczyt i zobaczyć panoramę Lwowa z Wysokiego Zamku. Nie uwierzycie, ale pobłądziliśmy na tych schodach (niemożliwe, a jednak :)












Na szczycie wzniesienia znajduje się maszt z flagą Ukrainy.


Panoramę Lwowa można zobaczyć jeszcze z Ratusza na Starym Mieście.
My dotarliśmy tylko na Wysoki Zamek, czy jak wolą nazywać go inni - na Kopiec Unii Lubelskiej.
:)))))