poniedziałek, 4 maja 2020

Majówka w domu, niestety





    Mieliśmy być na Litwie, a "majowaliśmy" w domu. W sumie to siedzimy w nim już 50?, 60? dni:(. Robimy co możemy, żeby te nasze dni choć trochę różniły się od siebie. W przeciwnym razie pewnie byśmy już zwariowali. Chwytamy się rozmaitych pomysłów, żeby uczynić znośnym ten czas izolacji. Ja rzuciłam się na ogród. Z łopatą, grabiami, motyką. Ryję na kolanach z nosem przy ziemi, próbując odchwaścić ten nasz mały kwiatowy zagonek. Pochwalę się, że efekty już widać, chociaż przede mną jeszcze sporo pracy. Brakuje mi tylko swobodnego wyjazdu do centrum ogrodniczego. Do tej pory, w normalnych warunkach, przyciągnęłabym do domu już kilka donic z roślinami i sporo jednorocznych kolorowych kwiatów. No nic, na razie cieszę się wiosną z perspektywy własnego ogrodu, który teraz jest prawdziwym wybawieniem i doceniam go, jak nigdy wcześniej. Staram się mimo wszystko zachować pogodę ducha, powtarzając jak mantrę, że wkrótce będzie lepiej. Pewnie inaczej, ale lepiej. Dzieciaki też działają w trybie w miarę pozytywnym. Co prawda wykazują optymizm adekwatny do ogólnej sytuacji, ale ważne, że w ogóle mają prawie dobry nastrój. Misieńka najbardziej zadowolona, bo wszyscy są w domu, poszaleć można, a i do wspólnej "durnoty" szybciej może kogoś wyhaczyć. Igor ma najbardziej przechlapane:). Ola potrafi powiedzieć Michalinie stanowcze NIE co do niektórych jej pomysłów, więc zagwarantowała sobie najwięcej spokoju. Bardzo tęsknimy za Mazurami i kiedy ten szalony dziwny okres się wyciszy, pierwszy kierunek obieramy właśnie tam. W dzisiejszy post wkleiłam kilka zdjęć z domo-majówki, starając się wybierać te, które cieszą kolorem. Różu tylko mało, bo okulary filtrujące na różowo, odłożyłam póki co na górną półkę. 






Takie niebo było chyba nagrodą za popołudnie harówki w gliniastej ziemi, suchej do granic możliwości.


 

 

 

⋯⋯

 


A propos zabaw, o których pisałam we wstępie:).


 

⋯⋯


 


⋯⋯



⋯⋯



    Talerz mój, talerz Oli:). Ja zajadam ziemniaki w każdej postaci, na co Ola marszczy brwi i próbuje mnie przekonać do zdrowszego jedzenia. U niej zawsze jest sporo warzyw, a w warzywno-owocowych koktajlach, przyznaję, osiągnęła mistrzostwo. Co ja poradzę na to, że lubię kluchy☺️. Zawsze lubiłam i lubić pewnie będę długo☺️.




Trzymajcie się!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarze :-)