Chorowaliśmy w zeszłym tygodniu ... zahaczyliśmy i o ten :( Chorowaliśmy w różnym składzie: najpierw w duecie, później w trio, by w sobotę przyjąć Olę - jako czwartą - do naszego zawirusowanego grona z jelitówką. Gdy już mieliśmy prawie pewność, że ogarnęliśmy się z tego paskudztwa, Igor wystartował właśnie z katarem i gardłem. Zaklinamy rzeczywistość, by tym razem nas oszczędziło, bo jelitowe szaleństwo u nas w domu rozpoczął właśnie Igor. Generalnie, żeby nie zwariować od przymusowego siedzenia w chałupce, wypuszczamy się z Miśką od dwóch dni do lasu: oko kolorem pocieszyć, zinhalować leśnym powietrzem, a i aparatem chciałam już trochę popstrykać. Zdjęć zrobiłam sporo, więc las w swej jesiennej odsłonie na kilku kadrach poniżej ilustruję :) Żałuję tylko, że nie zdążyłam uchwycić saren, które dosłownie parę metrów przed nami przebiegły z jednej polany na drugą. Niech Was nie zdziwi, że żółć na niektórych zdjęciach, aż bije po oczach, ale trafiłyśmy na łąkę z brzozami i nawłocią, która to łąka była ... no właśnie ... cała żółta :) i w pionie i w poziomie :)